czwartek, 27 kwietnia 2006

Na szczycie ostatniej góry było nas czternastu

Powiedzmy, że najcięższy, najgorszy etap dla mnie jest za nami. Najbardziej obawiałem się zjazdu przed ostatnim podjazdem i samego ostatniego podjazdu, który był krotki ale stromy i rozpoczęty na Maksa. Ale ja wiedziałem, że Illes Ballears vel Caisse d'Epargne (a dokładnie Joaquin "Purito" Rodriguez od którego o tym wszystkim się dowiedziałem) będzie chciało zrobić selekcję. Co tu dużo mówić, cały etap bez większych niespodzianek. Tyle tylko że start i pierwszy podjazd były dość szybkie. Ciężko mi się dziś noga kręciła, do tego stopnia że chciałem nawet zrezygnować z zaginania się pod ostatnie podjazdy i odpuścić żeby bardziej skoncentrować na kolejnych dwóch dniach.

Na szczycie ostatniej góry było nas czternastu, poczekałem chwilę na "Purito" żeby mu pomoc dojść do grupki, ciągnął cały podjazd i dopiero na 200 metrów do szczytu popuścił, więc tu taka moja mała przysługa, ale jesteśmy dobrymi kolegami. Ze zjazdu się porwało wiedziałem że będzie ciężko jak zobaczyłem, że Paolo Savoldelli zaczął zjazd na czele naszej grupki. Finisz jak to finisz, nie powiem że się nie ścigałem, grunt żeby nie stracić sekund. Chris Horner wygrał ryzykując i tak jest w porządku. Jutro meta pod górę i tylko to. Podjazd długi bo 17-kilometrowy ale nie powinien być ciężki tzn. około 6 % średniego nachylenia. Tak już lepiej dla mnie, bo wolę selekcja do tyłu.

Po dzisiejszym etapie dostałem dużo sms'ow z gratulacjami. Widzę że trochę ludzi śledzi kolarstwo. W tym również od Giuseppe Saronniego co mnie ucieszyło! Z kolei "Martino mi też wysłał sms-a ale napisał w nim głównie że dziś widział Damiano w ekstra dyspozycji, z mięśniami lepszymi i silniejszymi niż dwa lata temu ("zwiedzali" Plan de Corones). Napisał, że pojedziemy na Giro zgnieść wszystkich. Spokojnie jednak - czy ktoś widział dziś Savo? To nie tylko moje to zdanie, ale uważam ze jest on dużo mocniejszy pod górę niż w zeszłym roku na Giro. Czyli oprócz Ivana Basso, który jest w znakomitej formie i "Gibo" Simoniego, którego nigdy nie brakuje w czołówce Giro, w pierwszej linii musimy umieścić jeszcze "Savo". Będzie ciekawie, ale najpierw skończmy tą Romandię.