sobota, 21 października 2006

Prawie mi się chce płakać

Nieskromnie powiem, że sobie zasłużyłem aby wygrać. Było mnie na to stać i do końca walczyłem. "C`est la vie" - poczekam. Ciężki wyścig, duże tempo od początku czyli ogień i ataki już na 60 kilometrów przed metą. Na ostatnim podjeździe zaatakował Devolder, a na kole został mu tylko Ricco i ja, Poprawiłem mu i oderwałem się z Ricco i tak było na szczycie. Kawałek za nami Devolder zaś dalej Gusiew i Marzoli, którzy doszli nas pod koniec zjazdu. Skoczyłem z naszej piątki i już smakowałem solowe zwycięstwo jak mnie skasował Devolder na 3 km przed metą. Żeby był spokój poprawiłem chłopakom i chwilę później doskoczył do mnie Gusiew. Było o'k, bo ciągnął tylko on. Ja zmian nie dawałem bo oczywiście z tyłu był szybki Marzoli. Tylko, że właśnie "Marzo" nas skasował na 1200 metrów przed metą! Dla mnie wyścig w tym momencie się skończył. Ciągnąłem odtąd do 170 metrów przed metą gdzie zaczął się sprint dość pewnie wygrany przez Ricco. Drugi był Marzoli, potem Gusiew, Devolder i ja.

Można polemizować czy Ruggero powinien mnie skasować czy nie bo jeśli by, a tak się zanosiło Gusiew ciągnął dwa ostatnie kilometry to miałbym szanse walczyć z nim na finiszu. Jak już to powinien to skasować nas Ricco w końcu z przodu był kolarz Lampre i Discovery, zaś z tyłu Lampre, Discovery i Saunie Duval właśnie. No cóż ... mniejsza o to, teraz wakacje. Udany sezon, ale mógł być lepszy tzn. lepiej skończony.