wtorek, 14 sierpnia 2007

Etap ułożył się od początku tak jak chciałem

 ... ale nie do końca. Uznałem jednak, że dobrze będzie zabrać się we wczesny odjazd. Poszedł po 15 kilometrze tzn. na pierwszym podjeździe. Pomyślałem: kto wie może szczęście dopisze i zacznę Torre z małą przewagą. W odjazd pojechałem. Cóż 90 kilometrów wysiłku i doszli nas na przedostatnim, najcięższym 10-kilometrowym podjeździe.

Wiadomo kosztowało mnie to trochę i na ostatnim 30-kilometrowym podjeździe jechałem już swoim tempem. Próbowałem dziś więc kolejny raz, ale nie wyszło. Noga na pewno jest lepsza niż na początku wyścigu i o to chodziło. Jednak sam się zastanawiam czy do Vuelty będzie ok? Mam taką nadzieję, ale niepewność pozostanie do czwartego etapu z metą na Lagos de Covadonga.