niedziela, 2 września 2007

Dobrze się skończyło, ale trochę się poobijałem

Tak to kurcze jest. Można być uważnym i skoncentrowanym ale pewnych rzeczy nie jest się w stanie ominąć i przewidzieć. Tak "Benna" jak i ja wcześniej. O ile jego przypadek to było ryzyko na finiszu o tyle ja upadłem na prostej szerokiej drodze. Na zjeździe znalazłem gościa, który "spał" przede mną i najeżdżając na wbite w asfalt wybrzuszenie puścił kierownice i położył się przede mną. Wyjścia nie miałem, bo zbyt dużo w ułamku sekundy przy 70 km/h nie można niestety zrobić. Przeleciałem przez kierownice upadając na obojczyk, plecy i potem głowę. Dobrze się skończyło, ale trochę się poobijałem.

Reszta okej, Daniele stracił koszulę po kraksie na 2 kilometry przed metą. Jutro będzie już trudniej, a ja wiem że na pewno będę się męczył od startu. Ważne ze jedziemy dalej. Ciężka była ta droga do Santiago de Compostela. Miejsca docelowego wielu pielgrzymów gdzie powiem z dumą także mój Tata dwa lata temu dotarł na pieszo po ponad 800 kilometrach podróży. Tym razem więc: Pozdrowienia szczególne dla wszystkich pielgrzymów.