sobota, 6 października 2007

Memorial Cimurri

Wyścig taki jak każdy z tych co mnie teraz czekają. Rundy, głupie odjazdy, mało ludzi dojeżdżających do mety. Główna część wyścigu odbywała się na czterech rundach z ponad 5-kilometrowym podjazdem. Powiem szczerze że nie miałem żadnych większych problemów, z tym żeby zostać za każdym razem z najlepszymi. Co więcej na trzeciej rundzie mocniej pociągnął cały podjazd Ricco' i na szczycie zostaliśmy tylko we dwójkę. Pozytywne wrażenie. Później poszedł odjazd na płaskim z mnóstwa skoków i było po wyścigu. Milram z "Petą" który doszedł nas na mniej niż 15 km do mety próbowali to jeszcze skasować, ale już nie dali rady. Myśląc o Emilii i Lombardii cieszę się z dzisiejszych pozytywnych odczuć.

Dwa dni temu był w "La Gazzetta dello Sport" wywiad z żoną Bettiniego. Od 12 lat są razem. Podziwiam zawsze żony kolarzy za ich wytrwałe znoszenie ciągłej rozłąki, wspieranie i pomaganie swym mężom w tym jakby nie było trudnym zawodzie jakim jest kolarstwo. To sport trudny nie tylko fizycznie, ale i psychicznie. Głowa jest motorem, a przy braku sukcesów, w gorszych momentach czy przy nie spełnionych oczekiwaniach łatwo się podłamać. Druga osoba jest wtedy bardzo ważna. Figueras skończył właśnie przez głowę, siadła mu krótko rzecz ujmując psycha. Najgorsze że chyba też kończy się jego małżeństwo. Myślę, że kolarz nie jest zwykłą osobą wykonującą pracę jak każda inna ...

foto: www.memorialcimurri.com