niedziela, 21 października 2007

Lombardia - edycja nr 101!

Założeniem moim było walczyć o jak najwyższe miejsce. Byłem przekonany, że wejście w "10" wejście powinno być większym problemem. Podtrzymuję zresztą tą opinię nawet po wyścigu. Jedyne czego sobie życzyłem przed startem to szczęście, którego trochę mi w tym sezonie zabrakło. Zabrakło go niestety i na Lombardii.

Pierwsza kraksa po około 15 kilometrach wyścigu kosztowała mnie przede wszystkim utratę roweru. Na Vuelcie połamałem swój rower wyścigowy i już ostatnio jeździłem na zapasie. Dostałem jakiś stary rower aluminiowy na treningowych kolach i na nim musiałem cały wyścig przejechać. Ok, rower rowerem, ale sam nie jedzie. Potem kraksa 20 kilometrów przed Ghisallo, która kosztowała mnie najwięcej bo musiałem sam gonić żeby dojść odjeżdżającą grupę. Ledwo mi się udało a i mnóstwo sił to kosztowało na początku podjazdu. Przejechałem jednak górę wśród najlepszych co dla mnie było tylko potwierdzeniem że noga jest.

Dalej starałem się zabierać w odjazdy i dojeżdżać do każdych odskoków jak atakowali kolarze CSC. To mnie jednak kosztowało trzeci w tym dniu upadek wraz z Kroonem i połamanie prawej klamki. Przerzutki nie straciłem, ale z hamowaniem było już ciężej. Pod Civiglio nie było mnie już stać żeby zostać z najlepszymi. Jednak w tych warunkach 17 miejsce jest mogę uznać za zadowalające jak na kogoś kto na klasyki się nie nadaje. Szczególnie biorąc pod uwagę, że był to jeden z cięższych klasyków Pro Touru.

Nie to jest jednak ważne. Zwycięstwo Damiano potwierdza jego klasę. Poprawia morale i oznacza że on jest ciągle wśród najlepszych kolarzy. Nie wiem zresztą czy nie lepiej byłoby mu się skupić na takich wyścigach niż nastawiać się ciągle na Wielkie Toury. Czas pokaże co wybierze.

foto: www.corvospro.com