czwartek, 31 stycznia 2008

CONI w "La Gazzetta dello Sport"

Dalej ktoś chce światu udowodnić, że kolarze to pod-rasa do wytępienia. W dzisiejszej "La Gazzetta dello Sport" CONI sugeruje nawet 3 miesięczną dyskwalifikacje za to że ... byliśmy w restauracji na kolacji. A to nie zostało umieszczone w naszym formularzu o miejscu gdzie jesteśmy. Więcej, że właśnie w tych godzinach robi się transfuzje i my mogliśmy pojechać żeby taką praktykę przeprowadzić.

Nikt nie mówi zaś o tym, że ani w recepcji nas nie szukano przed 23:10, ani też przez telefon do któregokolwiek z dyrektorów lub zawodników nie zadzwoniono. Pierwszy telefon, który do nas dotarł był już po powrocie do hotelu o 23:19. Nasz dyrektor sportowy dostał wiadomość od dyrekcji hotelu z informacja o kontroli. Swoją drogą ten dyrektor hotelu ma zamiar podać panów kontrolerów do Sądu za wtargnięcie na teren prywatny.

CONI broni się zaś twierdząc, że ludzie którzy mieli przeprowadzić kontrole byli u nas o 22:00, a nas w hotelu nie było. Jak pisałem wtedy nas nie szukali, nigdzie nie dzwonili. Zresztą to akurat bujda, bo my zrobiliśmy zdjęcie pisma (zlecenia kontroli), w którym było napisane że kontrolerzy mają przeprowadzić swe czynności po godzinie 23:00 !!! Paranoja. Nasi adwokaci ponoć już pracują. Di Rocco (prezes FCI - Włoskiej Federacji Kolarskiej) wybierał się dziś do Rzymu na wizytę w CONI. Tymczasem wielki Ettore Torri bawi się dalej.

wtorek, 29 stycznia 2008

Brak mi słów


Nieporozumienie. Brak mi słów. Po raz kolejny tylko dlatego, że realizuje swoją pasje i ścigam się na rowerze, muszę czuć się jak złoczyńca czy ktoś całkowicie pozbawiony praw. Bowiem jak inaczej nazwać fakt, że w dniu wczorajszym pojawili się u nas ludzie z CONI (Włoski Komitet Olimpijski) i to krótko przed północą. O tej porze zaczęli kontrolę antydopingową czyli badanie moczu i krwi całej drużyny. Pomijam fakt, że pobieranie krwi odbywało się na szafce w pokoju hotelowym. Ważniejsze, że ostatni z nas skończył kontrole o 03:37!!! Nie muszę wspominać, że odpoczynek jest częścią naszej pracy. Nikogo to nie obchodzi, a wczoraj dla przykładu byliśmy na treningu o długości ponad 210 kilometrów. Na nic - praca jak w błoto wyrzucona.

Nie skończy się to nigdy. Ktoś się chyba dobrze bawi, a my kolarze nie mamy żadnej siły. Nie mamy nikogo kto by bronił naszych praw. Owszem można robić kontrolę, nawet 10 razy częściej niż jakimkolwiek innym sportowcom, ale tu już chyba przesadzamy. I niech znów ktoś mi tu nie krzyczy, że w naszym sporcie jest najwięcej afer. Po raz kolejny powtarzam, że innym sportowcom nie robi się kontroli w domach, między zawodami, testów na EPO, GH czy transfuzje krwi. Testy te kosztują tysiące Euro i MY za nie płacimy. Jest oczywiste, że jeśli inni nie są tak dokładnie badani to nie mogą być pozytywni albo przynajmniej jest mniejsze prawdopodobieństwo wykrycia czegoś u nich. Przy tym wszystkim nie chce mi się nawet pisać o treningach i atmosferze w ekipie. To żałosne co musimy przechodzić i na co się godzić.

piątek, 25 stycznia 2008

30-sty rok życia

 Cytat tygodnia z Tomka Marczyńskiego: "Zauroczony pięknym słoneczkiem nawet się nie obejrzałem jak na swoim polarze ujrzałem 6 godzin!" Ja z kolei w toskańskim słońcu, podziwiając piękno tego regionu nie zauważyłem kiedy mi się zaczął 30-sty rok życia ;-) Właśnie - czas leci, tym bardziej trzeba każdy wyścig wykorzystać. Bo teraz to mi raczej bliżej końca niż początku kariery, a najlepszym razie to może w jestem w jej połowie. Doświadczenie jest, dojrzałość fizyczna też, motywacji nie brakuje, może być tylko lepiej. Trenujemy tu na zgrupowaniu w ośmiu, nie czuje się znakomicie, ale nie jest najgorzej. Myślę, że w sam raz tak jak powinno być na dzień dzisiejszy.