sobota, 24 maja 2008

Od startu próbowałem się zabrać w odjazd

Dzisiaj czułem się znakomicie, choć wynik ostatecznie nie wyszedł jakiś rewelacyjny. Od startu próbowałem się zabrać w odjazd. Kilka razy skakałem, ale musiałem w pewnym momencie odpuścić by złapać oddech i wtedy uformowała się ucieczka. Niestety nie znałem wcześniej podjazdu pod Cerro Veronese (góry Damiano), na której miały miejsce te wszystkie skoki. Potem jechałem już cały czas obok Marzio. Czułem się świetnie, oddychałem spokojnie. Marzio nawet pół żartem-pół serio na ostatnim wzniesieniu powiedział do mnie, że się chyba czuję się lepiej od niego.

Niestety w samej końcówce sił mi zabrakło. Nie chodzi o brak wytrzymałości czy nawet siły, lecz o fakt iż na takiej stromiźnie musiałem już przepychać najlżejsze przełożenie i wypadłem ze swojego rytmu tzn. właściwej kadencji. Niestety w naszej ekipie na skutek wpadki Campagnolo, kompakt ma tylko Bruseghin, ja zaś jechałem na przełożeniu 39x26 czy potem nawet sztywniej - przyznam, że nie sprawdzałem co mi dali po defekcie na 5 km przed szczytem Manghen. Tymczasem jestem zaś pośród górali chyba jednym z najbardziej miękko kręcących kolarzy.

Jutro mam wolną rękę i od startu spróbuję zabrać się w odjazd. Mam nadzieję, że tym razem będę miał więcej szczęścia. Biorąc pod uwagę stromiznę podjazdów pod Giau i Marmoladę zakładam kasetę z 27 zębami. Z przodu niestety nadal będę skazany na małą tarczę 39. Dwa górskie etapy za nami i przyznam, że chyba nigdy się tak na Giro dobrze nie czułem jak w tym roku..., inaczej, tak dobrze mi się nie jechało. Wczoraj super do 3 km przed metą, a jak się zrobiło ciężej i nie mogłem utrzymać już wysokiej kadencji, to i nie utrzymałem pierwszej grupki. Mój odwieczny problem na wyścigu to, że jak idzie mocno, jak jest sztywno, to mam problemy. Podobnie i dzisiaj, pod Giau wjechałem praktycznie z nimi, później dużo pracy dla Marzio i stąd może i w końcówce trochę zabrakło, ale spokój! Widoczny byłem, wszyscy zadowoleni, a i ja w sumie w 100% wykonuję pracę dla której zostałem na Giro zabrany.

Nie tylko jestem tu pomocnikiem przyklejonym do lidera, bo mam wolną rekę od startu. Wczoraj kilka skoków i zabrakło mi w tym właściwym momencie, dzisiaj, pomijając parę z sella-baliani, pozostali odjechali ze zjazdu, a to już nie jest mój najmocniejszy punkt. Jutro również będzie ciężko ale i ciekawie.

foto: www.corvospro.com