niedziela, 29 marca 2009

Wczoraj mieliśmy sześć sztywnych podjazdów

Patrząc całościowo to moje odczucia po tym wyścigu są zdecydowanie lepsze niż się spodziewałem, a nawet lepsze niż w poprzednich latach. Pomijając suchy wynik, na który w moim przypadku nie powinniśmy na razie patrzeć. Wczoraj mieliśmy sześć sztywnych podjazdów na dwóch różnych rundach. Odjazd poszedł pod pierwszą górę. Zabrałem się bez problemów, nawet jeśli szedł ostry gaz bo w grupie zostało 25 ludzi na szczycie. Jeśli chodzi o Lampre to wiem że by mnie nie skasowali, bo rozmawiałem w piątkowy wieczór z Cunego. Ale jak mieliśmy 2 minuty 30 sekund przewagi to wtrącił się Luca Scinto bo miał wizję, że może to jest etap, na którym jego Visconti mógłby wygrać. W sumie prawidłowo, bo każdy musi próbować jak się czuje dobrze i jechać swój wyścig. Niemniej Scinto zachowuje się czasem jakby grał w "cycling menagera". To jest powód, dla którego nikt o tej drużynie od początku sezonu nie mówi inaczej jak ... ignoranci. Ja do nich nic nie mam, to oni będą mieli problem jak tak dalej będą się ścigać.

Na końcowych rundach próbowałem jeszcze walczyć odjeżdżając pod gór z Fromme'm z Barlwordu. Ale ostatecznie zostałem skasowany na mniej niż 30 kilometrów do mety i pozostało mi spokojnie do niej dojechać. Jak na wstępie mówiłem odczucia mam pozytywne. Zdaje sobie sprawę, że do Giro juz niewiele czasu zostało. Po zgrupowaniu na Teneryfie (treningi wokół słynnej góry Teide) od razu pojadę Giro del Trentino, Tour de Romandie tzn. dwa wyścigi, które mają mi pomóc zamienić wszelką pracę w domu na rytm wyścigowy. A potem Giro ...

środa, 25 marca 2009

Dzisiaj drużyna mi pomagała

Zdecydowanie szczęście nam nie dopisało na wczorajszej "drużynie". Nie chcę by zabrzmiało to jak tłumaczenie się, więc powiem tylko, iż każdy z nas był zadowolony że szczęśliwie do mety dojechał do mety. Miholjevic został zdmuchnięty przy tym bocznym wietrze. Nikt nie myślał już o czasie jaki wykręciliśmy. Z tej lekcji ważne są decyzje dotyczące doboru sprzętu. Nawet w takich teamach jak nasz popełnia się błędy.

A dzisiaj drużyna mi pomagała, bo od początku to ja miałem w "generalce" próbować. Jedno co mogę powiedzieć, to że za dużo wciąż myślę i kalkuluje. Ten sprint na ostatnich 150 metrach podjazdu. Wydawało mi się, że nie może nic już zmienić i zostaniemy w "9" jak przez większość podjazdu. A jednak Damiano okazał się mocny, jest wycieniowany jak rzadko kiedy i po raz kolejny uczę się i widzę, że ktoś teoretycznie najsilniejszy mogąc wygrać sprint mniejszym nakładem sił i tak ryzykuje nie kalkulując i to się opłaca.

foto: www.corvospro.com 

wtorek, 17 marca 2009

Sylwester Szmyd - polska nadzieja na sukcesy

Przyszedł na świat 2 marca 1978 roku w Bydgoszczy. Od wielu lat mieszka i trenuje we Włoszech. Kolarstwo uprawia od dziesiątego roku życia. Mierzący 179 cm i ważący 60 kg zawodnik należy dziś do najlepszych specjalistów w jeździe po górach w całym zawodowym peletonie.

Przygodę z rowerem Sylwester Szmyd rozpoczął w 1988 r. w barwach bydgoskiego klubu Romet. W wieku 19 lat postanowił przenieść się do Włoch, aby tam kontynuować swój sportowy rozwój. Początkowo były to młodzieżowe grupy amatorskie. Przełom nastąpił w roku 2001, kiedy to podpisał swój pierwszy kontrakt zawodowy z grupą Tacconi Sport. W barwach tej grupy osiągnął m. in. swój najlepszy wynik - 6. miejsce - w klasyfikacji generalnej Tour de Pologne. Rok później miał okazję zadebiutować w Wielkim Tourze - 85. Giro d'Italia.

Dotychczasowa kariera zawodowa Sylwestra Szmyda związana jest z Włochami oraz ekipami z Półwyspu Apenińskiego. W 2003 r. ścigał się w barwach Mercatone Uno, gdzie miał okazję pomagać takim tuzom kolarstwa jak: Marco Pantani czy Massimo Codol. Od 2004 r. jeździł w barwach Saeco u boku Gilberto Simoniego i Damiano Cunego. Rok później grupa Sylwestra Szmyda zmieniła nazwę na Lampre.

Niestety przez kolejne cztery lata Polak nie dostał od drużyny Lampre szansy, by powalczyć na własną rękę na choćby pojedynczym etapie Wielkich Tourów, w których miał okazję startować. W 2003 i 2004 Giro d'Italia wygrywali Simoni i Cunego, stając się ikonami grupy i sportowcami uwielbianymi przez wszystkich miłośników kolarstwa we Włoszech. Odtąd niemal wszystkie starty Szmyda podporządkowane były obu liderom. Nasz zawodnik nie miał jednak zamiaru narzekać. Wręcz przeciwnie. Do powierzanych mu zadań podchodził z wielkim zaangażowaniem i sumiennością. Odkładając na bok swoje ambicje, wielokrotnie pomagał liderom grupy wspinać się pod kolejną górską premię, gonić uciekinierów, przekazywać bidony i pożywienie.

Postawa Sylwestra Szmyda doceniana była zarówno przez szefostwo grupy Lampre (Polak mógł liczyć na coraz większe zarobki), jak i konkurencję. Przez ostatnie dwa lata nasz zawodnik nie mógł narzekać na brak zainteresowania i propozycji ze strony innych grup. Początkowo jednak był zmianom niechętny. Wierzył, że pomoże Damiano Cunego w zwyciężaniu kolejnych wielkich wyścigów wieloetapowych. Liczył również na "wolną rękę" na górskich etapach. Sezon 2008 ostatecznie pokazał, że jego oczekiwania rozmijają się z planami kierownictwa grupy.

- W 2004 roku Cunego wygrał Giro. Z obserwacji jego kariery stwierdzam, że był to jednorazowy sukces. Na kolejnych Giro plasował się w dziesiątce klasyfikacji generalnej, ale brakuje mu „tego czegoś”, co przy wyrównanej stawce zawodników na decydującym etapie pozwoliłoby wygrać mu znów wielki wyścig - mówił o swoim liderze Szmyd.

Na "wolną rękę" od dyrektora grupy nie mógł liczyć nawet w chwilach, gdy Cunego nie miał szans na osiągnięcie dobrego wyniku w wyścigu. Czara goryczy została przelana podczas debiutanckiego startu Szmyda w zeszłorocznym Tour de France.

- Cały rok 2008 przygotowywałem się do startu w Tour de France. Mój lider Damiano Cunego wycofał się na 18. etapie będąc na 14. pozycji w klasyfikacji generalnej ze sporą stratą do lidera. Na najtrudniejszych górskich etapach, kiedy dyktowałem jemu tempo prowadząc pod górę, on kilkakrotnie mówił "zwolnij". W tym momencie wiedziałem, że jest już po wyścigu, nic nie osiągniemy - tłumaczył nasz zawodnik.

Tuż po zakończeniu Tour de France, w pierwszych dniach sierpnia, Sylwester Szmyd zdecydował się podpisać dwuletni kontrakt z jedną z najlepszych drużyn światowego peletonu - włoskim teamem Liquigas. Decyzja naszego zawodnika nie była przypadkowa. Zawodnicy tej grupy odnieśli w ostatnich latach wiele sukcesów, sezon 2007 drużyna zakończyła na drugim miejscu ranking UCI Pro Tour, ustępując tylko ekipie CSC. Rozmowy kierownictwa Liquigasu rozpoczęły się już w ubiegłym roku a na ostateczną decyzję Szmyda wpływ miało między innymi pozyskanie przez ekipę zwycięzcy Giro d'Italia 2006 Ivana Basso.

- Już w ubiegłym roku otrzymałem ofertę jazdy w drużynie Liquigas, jednak wtedy z różnych przyczyn nie doszło do podpisania kontraktu. W tym roku zdecydowałem się na zmianę barw a decydujący wpływ na moją decyzję miało przyjście do drużyny Ivana Basso - argumentuje swoją decyzję Szmyd. - Głównym celem ekipy w sezonie 2009 jest wygranie Giro d'Italia a ja mam pomagać Basso na górskich etapach. Będę miał także okazję do jazdy na własny rachunek. Propozycja Liquigasu jest potwierdzeniem mojej pozycji w peletonie. Podpisanie kontraktu z tak mocną włoską ekipą gwarantuje znakomitą organizację i pełen profesjonalizm. Jazda w Liquigasie będzie kolejnym ważnym krokiem w mojej karierze - dodaje.

Wszystko zatem wskazuje na to, że nadchodzący sezon może być dla naszego kolarza przełomowy. Obecność w składzie tak mocnej grupy gwarantuje starty w najbardziej prestiżowych wyścigach świata. Niewykluczone, że oprócz szansy na zwycięstwa etapowe, nasz zawodnik stanie również przed szansą walki o najwyższe pozycje w klasyfikacji generalnej takich wyścigów jak: Tour de France, Giro d'Italia i Vuelta a Espana. Dotychczasowa postawa Szmyda w najtrudniejszych wyścigach daje nadzieję na sukcesy na miarę Zenona Jaskuły. W końcu kto z nas wierzył przed rokiem 1993, że Polak kiedykolwiek stanie na podium Tour de France?

źródło: eurosport

piątek, 13 marca 2009

Sylwester komentatorem w Eurosporcie

Serdecznie zapraszamy na relacje z wyścigu Tirreno-Adriatico, jutro w Eurosporcie, w role komentatora wcieli się Sylwester Szmyd, wspólnie z Adamem Proboszem będą komentować zmagania kolegów Sylwestra:)

czwartek, 12 marca 2009

Cały zeszły tydzień Saper spędził trenując ze mną

Cały zeszły tydzień poprzedzający Tirreno - Adriatico "Saper" spędził trenując ze mną po górach, tak więc muszę od razu powiedzieć że jemu najbardziej kibicuje oglądając ten wyścig. Bez śmiechu, powiem że jest mocny. Waży ode mnie 20 kg więcej, a nie odpuścił ani jednego treningu w górach żeby może pojechać gdzieś po płaskim. W siedem dni trenowaliśmy 5 dni od 4 do 6 godzin, robiąc naście tysięcy metrów w górę. Przyznał jednak że miał cholerne szczęście, że padało dwa dni pod rząd i mógł oddech złapać. Rozmawiałem parę dni temu przez telefon z Ballanem i zapewniałem go, że będzie zadowolony z polskiego gregario na klasykach. Az sam jestem ciekaw.

A ja na razie jestem w Polsce. Muszę trochę odpocząć psychicznie, bo jak się zacznę ścigać to już będę przez kilka miesięcy cały czas na walizce siedział. Przyznam, że nawet pogoda mnie nie męczy w kraju, mam przez nią więcej motywacji do wykonania tutaj jeszcze lepszej pracy. Miły akcent w Bydgoszczy, grupa kibiców założyła Fan Klub Sylwassa. Cieszy mnie każdy kibic, co tu dużo mówić.

poniedziałek, 2 marca 2009